Cmentarz Kościuszkowski w Połańcu

Zapraszamy do przeczytania artykułu „Cmentarz Kościuszki w Połańcu”, którego autorem jest Józef Korczak (1926-2014). Został pierwotnie opublikowany w „Zeszytach Połanieckich” w nr 11 z 2006 r. na str. 4-5. Kpt. lek. Józef Korczak ps. Gerwazy walczył w czasie II wojny światowej w Batalionach Chłopskich wykazując się wielkim poświęceniem i ofiarnością. Po wojnie zdobył wyższe wykształcenie lekarskie i został stomatologiem. Był jednym z założycieli Stowarzyszenia Sympatyków Kombatantów Jędrusiów, a także członkiem Towarzystwa Kościuszkowskiego w Połańcu. W 2012 r. otrzymał tytuł Honorowego Obywatela Miasta i Gminy Połaniec za zasługi związane z działalnością w okresie okupacji.


W niedzielę 5 listopada 2006, po Mszy św. w tej intencji, odbyło się uroczyste odnowienie miejsca i Pamięci cmentarza kościuszkowskiego w Połańcu, z okresu Insurekcji w 1794 roku, na nasz wspólny wniosek – Kombatantów i Połanieckiego Towarzystwa Kościuszkowskiego.

Miejsce to, usytuowane jest na łuku ulicy B. Kubika ok. 60 m od ulicy Kilińskiego na małym leśnym skwerze, specjalnie przygotowanym do tego celu i stanowi symbol – w postaci cmentarzyka. Być może, że miejsce to nie oznaczamy z pełną topograficzną dokładnością, chociaż stojący tam do ostatniej chwili, a nie mający żadnego innego wytłumaczenia, zniszczony krzyż już wiekowy – drewniany, wymieniony obecnie na metalowy, wystarczająco do dokumentuje. Wątpiących w prawdziwość tego miejsca informuję, że wiele osób – w nobliwym wieku, w ramach rozmów na ten temat często wypowiadało, że “Tam zawsze cos było, inni, że tam coś straszyło, wiele potwierdzało, że tu gdzieś był dawniej cmentarz”. Inni znów mówili, że “Tam po ulewnych deszczach odsłaniały się z piasku kości, w tym ludzkie czaszki”. Są tam więc także pośrednie dowody, że cmentarz Kościuszkowski znajdował się tu właśnie.

W typowo jesienny dzień 5 listopada 2006 r. z ciężkimi chmurami, deszczem i wiatrem proboszcz naszej parafii ksiądz kanonik W. Dobrzański w asyście pozostałych księży dokonał, po stosownej liturgii poświęcenia tego miejsca, po czym złożono symboliczne kwiaty obok palących się zniczy. W uroczystości tej uczestniczył cały zespół władz miejskich z burmistrzem dr. Januszem Gilem na czele. Szkoły ze sztandarami i kosynierami reprezentowane były przez młodzież i pedagogów. Byli także i inni czcigodni, niewymienieni uczestnicy Mszy św. lub tylko na tę uroczystość przybyli mieszkańcy Połańca, których nie odstraszyła zła pogoda z deszczem i wiatrem.

Trochę z historii tego tematu.

Tadeusz Kościuszko po złożonej przysiędze 24 marca 1794 r. w Krakowie i ogłoszeniu Aktu Powstania, udał się z czterotysięcznym korpusem wojska w stronę Warszawy, skąd zamierzał kierować Powstaniem. Drogę zagrodził mu rosyjskie wojska pod dowództwem gen. Tormasowa, z którymi stoczył szczęśliwie zwycięską bitwę pod Racławicami 4 kwietnia, gdzie taką chwałą okryli się kosynierzy i krakowscy, a wśród nich najsławniejszy Bartosz Głowacki – zdobywca armat rosyjskich. Była to pierwsza bitwa powstańcza i pierwsze tak chwalebne i potrzebne nam zwycięstwo. Byli więc i pierwsi zabici i ranni – ofiary zwycięstwa. W tym artykule główną uwagę im właśnie poświęcam.

Po bitwie pod Racławicami Kościuszko ze swoim wojskiem stacjonował 24 kwietnia w obozie polowym pod Bosutowem. W tym czasie personel medyczny leczył rannych i powiększającą się liczbę chorych żołnierzy, a dowódcy szkolili żołnierzy. Musimy tu bowiem uświadomić sobie niedostatki wojsk powstańczych i braki koniecznego ekwipunku wojskowego, zwłaszcza ubiorów i obuwia, a także braki zabezpieczenia żywnościowego. A był to okres przedwiośnia i wczesnej wiosny – niesprzyjającej pogodowo pory roku, stąd też dużo więcej powikłań wojennych pourazowych i zachorowań niezwiązanych z działaniami bojowymi, najczęściej zapaleń płuc, nerek “zespoły dolnego nefronu” i biegunek wynikających z trudnych warunków sanitarnych obozowego życia i częstego braku odpowiedniej wody. Suma tych czynników rzutowała na tę właśnie zwiększoną zachorowalność i śmiertelność i czas trwania powikłań. Część żołnierzy zakończyła swój żywot w obozie pod Bosutowem, część w trakcie dalszego transportu, a część dotarła w taborach z wojskiego 5 maja pod Połaniec. Usytuowany obóz w ramionach rzek Wisły i Czarnej i głębokiego strumienia Śmierdziąkiew, szybko został zamieniony w obóz obronny, wobec przeważających sił nieprzyjaciela gen. Denisowa i przybyłych mu z pomocą gen. Chruszczowa, Rachmanowa i pułkownika Apraskina. Kościuszko wezwał do natychmiastowego przybycia z lubelskiego wojsk gen. Grochowskiego, aby połączonymi siłami móc przystąpić do działań zaczepnych. W międzyczasie dochodziło do drobnych utarczek z otaczającymi obóz powstańczy wojskami rosyjskimi, po których przybywali do polowych lazaretów (szpitali) nowo ranni żołnierze. 12 maja odbył się pierwszy frontalny atak wojsk rosyjskich, skutecznie odparty. Ale sytuacja aprowizacyjna naszych wojsk, wobec blokady obozu przez wojska nieprzyjacielskie stawała się coraz trudniejsza. Kazimierz Warchałowski w “Zarysie dziejów Połańca” na stronie 154 tak opisuje ten stan: “Sytuacja aprowizacyjna oddziałów powstańczych była niezwykle ciężka. Był maj, okres przednówkowy i w zniszczonej przez nieprzyjaciela okolicy (Rosjanie w nocy małymi grupami rabowali i palili najbliższe wioski niszcząc ich cały dobytek – przypisem autora) nie można było zaopatrzyć się w żywność … w tej sytuacji lazaret składający się z 500 wozów, umieszczony w dolinie nad Wisłą, był przepełniony chorymi z wycieńczenia”. Ten opis wyjaśnia sytuację i rodzaj chorych, z których większość stanowili chorzy internistycznie z powodu niedożywienia, braku stosownego ubioru i obuwia w tak przełomowym okresie pogodowym, i przebywających w tak niekorzystnych sanitarnie warunkach obozowych. Dlatego wymieniona przez Kazimierza Warchałowskiego liczba “67 ludzi” odnosi się tylko do poległych, zniesionych z pola walki po bitwach, podczas dwóch frontalnych ataków 12. i później 17 maja i po ciągłych incydentalnych utarczkach z nieprzyjacielem. Natomiast liczba ta nie obejmuje zmarłych z powodu chorób internistycznych polowych, wśród nich także rannych żołnierzy, ale tych bez uprzednich ran było znacznie więcej. W tym samym “Zarysie dziejów Połańca” K. Warchałowski pisze cytuję: “Dywizja Tadeusza Kościuszki po opuszczeniu obozu pod Połańcem była znacznie osłabiona, aż 12% jej stanu stanowili chorzy (672 osoby). Sytuacja wojsk gen. Grochowskiego z Lubelszczyzny po połączeniu się z wojskami Naczelnika była znacznie lepsza, gdyż chorzy stanowili tylko 5%”.

To wszystko nam wyjaśnia dlaczego szpital polowy był tak duży, “składający się aż z 500 wozów”, i dlaczego cmentarz polowy także nie mógł być mały, gdyż śmiertelność w takich warunkach musiała być duża. Nie znam danych statystycznych poświęconych tej umieralności, ale obok dostępnych informacji przywołuję także moją pamięć z okresu przedmaturalnego, kiedy wyczytałem wiele z tematyki Insurekcji przygotowując temat do opracowania przedmaturalnego pt. “Kościuszko i jego taktyka linearna”. Kontynuując temat szpitala polowego i cmentarza kościuszkowskiego, rozumiemy teraz późniejsze opowiadania okolicznej ludności, w tym pomagającej w obsłudze szpitala polowego, czy grzebaniu zwłok, o odsłaniających się z piasków tego miejsca kości ludzkich, w tym czaszek, o wyciu psów, czy wilków, które potem szukały tu zwabione węchem żerowiska, a ich nawoływania się wyciem określane były przez ludzi “że tam się coś strasznego dzieje, że tam straszy, że wrony i kruki mają jakieś dziwne zloty”. Dodajmy, że obok zabitych i zmarłych ludzi były tu także w różnych miejscach grzebane zabite lub padłe konie. Wiadomo powszechnie jest, że “gdzie było pobojowisko musi być i cmentarzysko”. Być może walki psów czy wilków o padlinę koni i stadne krakania kruków i wron, po szybkim opuszczeniu tego obozu wojsk Kościuszki w pościgu za wycofującymi się wojskami rosyjskimi, stały się powodem do opowiadań o tych niesamowitościach, harcach i strachach z tych miejsc, przekazywanych ustnie następnym pokoleniom. Ja także trochę usłyszałem w 2006 roku zbierając materiał do artykułu, co niniejszym przekazuje czytelnikom.

Drugi frontalny atak wojsk rosyjskich gen. Denisowa, Chruszczowa i Rachmanowa na nasze wojska 17 maja został w pośpiechu przerwany, niezależnie od naszej skutecznej obrony, gdy Denisow dowiedział się, że idący z pomocą Kościuszce garnizon gen. Grochowskiego, właśnie 17 maja przeprawił się przez Wisłę maszerując celem połączenia naszych wojsk. Po połączeniu się wojsk Naczelnika z wojskami gen. Grochowskiego Polacy uzyskali liczebną przewagę w żołnierzach (nie artyleryjską) nad wojskami rosyjskimi i Kościuszko rozpoczął za uciekającymi w stronę Prus pościg, z zamiarem ataku. 5 czerwca wojska polskie uzyskały kontakt z wrogiem pod Szczekocinami, gdzie jednak nocą naszym wrogom z pomocą dołączyły wojska pruskie, o czym Kościuszko nie wiedział lub błędnie otrzymał taką informację, że Prusy nie dołączą do tej wojny. Stoczony bój 6 czerwca musiał zakończyć się naszą klęską wobec podwójnej przewagi liczebnej sprzymierzonych wojsk rosyjsko-pruskich żołnierzy zawodowych, dobrze wyszkolonych i wyposażonych w licznie 24 000, w stosunku do 12 000 naszych żołnierzy i prawie czterokrotnie większą ilością dział w stosunku: 120 do naszych 29. Bój pod Szczekocinami był niezmiernie zacięty i krwawy, w którym zginęło około 2000 polskich żołnierzy, w tym generałowie: Jan Grochowski i Józef Wodzicki to świadczy o zaciętości i ofiarności w boju. Bohater spod Racławic – Bartosz Głowacki – został ranny w ataku na pruskie działa i zmarł w transporcie do Kielc. Przybył więc nowy kościuszkowski cmentarz w Szczekocinach, potem w Maciejowicach i najtragiczniejszy z tego Powstania bo prawie 18 000 w obronie Pragi, przed upadkiem Warszawy, nie wymieniając cmentarzy z innych obszarów Polski. Taka jest powtarzająca się prawda walk o suwerenność z wyraźnie przeważających wrogiem, którą F. Konarski w swojej wojskowej piosence pt. “Czerwone maki” w ostatnich dwóch wersetach tak określił: “Bo wolność krzyżami się mierzy historia ten jeden ma błąd”.

Cmentarz Kościuszkowski w 2006 r.

Odnowiony w naszej pamięci cmentarz, jest cmentarzem czysto wojskowym – kościuszkowskim, gdyż tu byli grzebani tylko żołnierze okresu Insurekcji – Powstania Kościuszkowskiego polegli na polu walki, cięci szablą, szarpani kulą czy szrapnelem, lub kłóci bagnetem. Ale w tym odnowionym w naszej pamięci miejscu spoczywają także ci, których zabijał głód i zimno, ogólny niedostatek żołnierski, a reszty u tak osłabionych żołnierzy, dokonywały choroby w polowych będące najcięższym i okrutnym dla żołnierzy miejscem ich ostatniego “pola walki”. Wszyscy mieli od 18 do 28 lat, nie licząc wieku dowódców. Umierali, chociaż określamy w stylu i duchu wojskowej terminologii, że “żołnierz walczący nie umiera, lecz oddaje swoje życie Ojczyźnie w jej obronie, gdy taka potrzeba zaistniała”.

Opisu tego symbolicznego cmentarzyka nie podaję, bo wszyscy zapewne mieszkańcy Połańca zapragną go obejrzeć i będą mieli jego prawdziwy obraz we własnych oczach.

Z faktu upamiętnienia tego symbolicznego miejsca, spoczywający tu Powstańczy Kościuszkowscy są nam wdzięczni za to przypomnienie o Ich ofierze życia.

Zapalone tu czasami znicze będą informować, że nasza pamięć o tym trwa.


Z tej samej kategorii

Back to top button